czwartek, 20 listopada 2014

14."Kocham cię i cię nienawidzę"

~Niall

Następnego dnia rano obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Leżałem na kanapię w salonie.
(OD AUTORKI: PISZĘ TERAZ, ŻEBY WSZYSCY WIDZIELI. Z RACJI TEGO IŻ JEST TO OSTATNI ROZDZIAŁ, PROSZĘ NIECH KAŻDY SKOMENTUJE. CHOCIAŻ TEN JEDEN RAZ)
-Ej! Może odrobinę poszanowania dla osoby z kacem? - mruknąłem i popatrzyłem w stronę kuchni. Stała tam Cher z zakrwawionymi dłońmi, zbierającą szkło z podłogi. Obok niej stał Liam.
-Spokojnie, Cher. Zostaw, ja to zrobię. Pokaleczyłas sobie ręce.
-Co tu do jasnej cholery się dzieje? - zapytałem podchodząc do nich
-Zamknij się - warknął Liam. Wow. Nie spodziewałem się tego po Daddym. Prędzej po pannie Lloyd.
-Ty się zamknij. Głowa mi pęka.
Dotknąłem czoła czując pulsowanie w czaszcze. Byłem gotowy na jakiś odpryskliwy komentarz Cher. Jednak niczego nie usłyszałem. Stała prosto. Z jej oczu leciał łzy, a z jej rąk płynęła czerwona ciecz.
-Uh... Cher, wszystko okej? - zapytałem drapiąc się po karku.
Nie odpowiedziała tylko patrzyła prosto w moje oczy. Jej piwne teczówki świeciły od łez.
-Chodź. Pomogę ci - powiedziałem i zaprowadziłem ją do łazienki. Kiedy zajmowałem się jej dłońmi, nie powiedziała ani słowa.
-Może bys coś w końcu powiedziała? - mruknąłem chłodnym tonem. Nie miałem siły już być miły dla niej.
Jej oczy spotkały sie z moim wzrokiem. Uśmiechnęła sie słabo.
-Moja mama - zaczęła zachrypnietym głosem
-Co twoja mama? - zapytałem zaciekawiony
-Odnalazła się - dodała.
Woda utleniona wypadła mi z rąk.
-C-co? - wydukałem. Nie odpowiedziałem.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć.
Przytuliłem ją mocno.
-Moge już iść? - zapytała cicho
-Nikt cię nie trzyma - odpowiedziałem zmieszany. Wstała i wyszła bez słowa. Oparłem się o szafkę. W końcu cos dobrego spotkało naszą małą Cher...

~Cher

-Przepraszam, w ktorej sali jest pani Elizabeth Lloyd? - zapytałam recepcjonistki w jednym z londyńskim szpitali
-Pani z rodziny?
-Tak, jestem córką.
Kobieta lekko sie uśmiechnęła.
-Jest w sali 126 na drugim piętrze - powiedziała
-Dziękuję - rzuciłam i pobiegłam w stronę windy. Szybko nacisnęłam guzik z numerkiem 2 i ruszyłam.
Kiedy tylko drzwi windy sie otworzyły, zaczęłam wzrokiem szukać właściwej sali. Znajdowała sie prawie na końcu długiego korytarza. Lekko zapukałam i weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry - powiedziałam i patrzyłam na wszystkie łóżka, które znajdowały sie w pokoju. Mój wzrok powedrował na tabliczkę z napisem "Elizabeth Lloyd". Podbiegłam do łóżka.
-Mamo? - pochyliłam się nad śpiącą kobietą. Na te słowa otworzyła oczy.
Przez chwilę patrzyłyśmy się na siebie.
-Cher, to ty? - zapytała
-Mamusiu - wpadłam w jej ramiona. Zaczęłam płakać jak malutkie dziecko. Mama przytulała mnie tak jak kiedyś.
-Cher. Tak za tobą tęskniłam. Myślałam że już nigdy się nie zobaczymy - otarła moje oczy. Na te słowa ponownie zalałam się łzami.
Rozmawiałyśmy bardzo długo. Powiedzialam jej o wszystkim co do tej pory mnie spotkało.
-Kochanie, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła. W jej głosie było słychać strach - ten człowiek, który mnie trzymał, on był... To był twój ojciec - powiedziała.
Wzdrygnęłam się.
-Nie nazywaj go tak - mruknęłam - nawet na to nie zasługuje. Jak tylko go zobaczę, to... - nie dokończyłam, bo do pokoju weszła pielęgniarka.
-Zabieramy panią Elizabeth na wizytę u psychologa - powiedziała uśmiechając się
-Mówiłam już doktorowi, że nie potrzebuję tych wizyt - westchnęła - trzymaj się kochanie
-Wróce jutro - ucałowałam ją w policzek. Poczekałam aż zniknie pchana na wózku przez pielęgniarkę. Ustawiłam na jej szafce butelkę organicznego soku marchewkowego i pudełeczko obranych mandarynek. Zostawiłam jej miejsce tak jak je zastałam.
Wdzięczna Bogu wrócilam do domu.
-Jak było? - zapytali chłopcy
-Wspaniale - odpowiedziałam
Czekał na mnie przepyszny kurczak.
-Mmmm... Uwielbiam kurczaka - powiedziałam zachwycając się zapachem
-Smacznego - powiedział Harry. Siedział obok Kat. Stanowili tak piękną parę. Nie wspominam o ich podobnym wyglądzie. Mogli być rodzeństwem. Oboje mieli zielone oczy i ciemne, krecone włosy.
Louis siedział obok Eleanor. Oni też byli podobni. Blond włosy i szaro-niebieskie oczy. Zayn siedział obok Perrie. Byli parą wręcz idealną. Oboje kochali słuchać rocka i nosili ciemne ubrania.
Liam kochał Sophie. Znów blondyni. Liam tracił dla niej głowę. Wszystkie pary kierowały wzrok na mnie oczekując szczegółów.
Jedynie ja i Niall siedzieliśmy na przeciwko siebie i nie mieliśmy pary.
-Uh... Co chcecie jeszcze wiedzieć? - zapytałam.
-Najlepiej wszystko - powiedziała Ellie.
Opowiedziałam im wszystkie szczegóły.
Nic im więcej nie powiem - pomyślałam.
-Niall, kiedy ty się w końcu ustatkujesz? - zapytał go Liam
-Bo ty się już ustatkowałeś - warknął blondyn
-W pewnym sensie tak - objął ramieniem Sophie
-A ty, Cher? - zapytała Kat.
Zabiję ją w końcu.
-Nie mam na to ochoty - mruknęłam
-Na to nie można mieć ochoty - powiedziała brunetka.
-A może przestaniecie udawać w końcu, co? Widzimy, że coś do siebie czujecie - zaśmiał sie Louis
-Nie! - warknęliśmy w tym samym momencie
-Sami widzicie - dodal Harry.
                                  ***
Nadszedł ten dzień. Pierwszy koncert, w którym brałam udział. Byliśmy właśnie w Ameryce.
Przebierając się z pidżamy w ubranie, kiedy w końcu to zrozumiałam.
-Ja go kocham - szepnęłam.
Szybko chwyciłam telefon i napisałm sms'a do Niall.
Masz czas dzisiaj po południu? Xx Cher
Od razu dostałam odpowiedź.
Tak, a co? Niall

Muszę z tobą porozmawiać. Spotkamy się o 15 w tej alejce gdzie rosną te piękne drzewa? Cher

Ok. Niall

Postanowiłam, że ubiorę się stosownie do okazji. Założyłam to:

(niższe buty)

Ułożyłam włosy:


Przejrzałam się w lustrze. 

Bosko, pomyślałam.

Sięgnęłam po torebkę i telefon, po czym wyszłam z hotelu. Szłam przez ulice Nowego Jorku. Niezbyt pasowałam do tamtejszych ludzi. Wielu z nich miało telefony w ręku, inni trzymali zestawy z McDonald's lub KFC. 
W końcu byłam na miejscu.
Jak dobrze, że Amerykanie nie chodzą do tak pięknych miejsc - pomyślałam, ciesząc się, że w alejce nie było nikogo.
Wyciągnęłam z torebki telefon i spojrzałam na wyświetlacz. 
-Spóźnia się już dziesięć minut - szepnęłam.
Postanowiłam usiąść na ławce. Rozejrzałam się po parku. Był przewspaniały. 


Nagle ktoś usiadł obok mnie.

-Przepraszam za spóźnienie - westchnął Nial
-Okej, nie ma sprawy - odpowiedziałam.
-To co chciałaś mi powiedzieć? - zapytał blondyn

Moje serce momentalnie podeszło mi do gardła. 

-"Życie bez miłości nie ma sensu. Kto nie kochał, ten nigdy nie żył" - zacytowałam słowa Joe'go Black'a.

Widziałam jak chłopak zacisnął ręce w pięści. 

Zamknęłam oczy.

-Chcę ci powiedzieć.... Że... - zaczęłam, ale głos znów uwiązł mi w gardle - Po prostu chcę ci powiedzieć, że cię kocham - szepnęłam.

Niall popatrzył na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłam rozszyfrować.

-C-co? - wydukał

-Mam powtórzyć? KOCHAM CIĘ! - krzyknęłam - Kocham cię! Tak bardzo cię kocham! - krzyczałam, aż zabrakło mi tchu.

-Cher... Przykro mi... Ale ja nie... - zaczął blondyn - ja mam dziewczynę - dodał szybko.

Zamurowało mnie. 

-No co? Nie tego właśnie chciałaś? Chciałaś, żebym znalazł sobie inną - warknął

-Ja?! To ty mnie całowałeś! Nie ja! Ja nigdy się do tego nie pchałam! Nienawidzę cię! Tak cholernie nienawidzę ciebie, tych twoich niebieskich oczu, blond włosów, tego wszystkiego co sprawia, że przy tobie tracę głowę! - krzyknęłam

-To w końcu kochasz mnie, czy mnie nienawidzisz? - odpowiedział ze złością

-Kocham cię, i cię nienawidzę - podeszłam do niego i mocno go pocałowałam. Jakbym czuła, że był to mój ostatni pocałunek w życiu.

Odeszłam płacząc. 

-Tylko miłość może mnie uratować. A miłość mnie zniszczyła - szepnęłam.





KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Najpierw chcę podziękować wszystkim. Dziękuję:
@Alex
@Eragona aa
@Miley
@Forever Yours
@Alexa
@Lolly Moon
@Wiktoria O.
@Ho ney
@Lodo Comello - Horan

DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA KOMENTARZE!

POPRZEDZAJĄC PYTANIA....


BĘDZIE 2 CZĘŚĆ!!!

ZA OKOŁO MIESIĄC :)


JUPIII!

TAKŻE PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY KTO TO CZYTA SKOMENTOWAŁ. CHOCIAŻ TEN JEDEN RAZ. BŁAGAM WAS NA KOLANACH!

POZDRAWIAM
/MINT CANDY